Dobry żart tynfa wart, a posiadanie poczucia humoru jest wielką zaletą. Moja serdeczna koleżanka, autorka niezliczonej liczby wygłupów, dowcipów, także tych autoironicznych opowiedziała mi jednak o żarcie, który udał się tylko połowicznie.
Akurat odwiedził ją ukochany braciszek, równie utalentowany kpiarz co ona. Razem obmyślili kawał, który zrobią jej serdecznej koleżance Basi. Dziewczyna mieszka sama, ostatnio jej smutno, jest dobroduszna i łatwowierna.....
Braciszek został ucharakteryzowany na przedstawiciela ruchów new age. Podobno wyglądał interesująco. Plan był taki, że najpierw on wkręci Basię, a potem koleżanka do nich dołączy z sałatką i butelką wina. Urocze. Wejście do klatki było łatwe, zawsze, ktoś wpuści.
Brat trzymał się scenariusza. Drzwi otworzyła miła dziewczyna, on przywitał ją skinieniem głowy, złożył ręcę jak do modlitwy i zaczął:
- Witaj, cieszę się że jesteś, wysłuchaj mnie, jestem przedstawicielem ruchu Życiodajny Oddech, chcę ci pokazać jak oddychać, żeby żyć pełnią.....
- Ale ja nie bardzo mam czas......- z lekkim przerażeniem zaprotestowała Basia, brat koleżanki nie dawał jednak za wygraną...
- Połóż siostro ręce na mojej przeponie ......
- Ale jak....co pan mówi - protestowała drżącym głosem Basia, aktor był już prawie ugotowany, kiedy.......
Nieoczekiwanie z łazienki wyłonił się ogromny pan z jakimś narzędziem i wyraźnie szedł na atak. Przedstawiciel Życiodajnego Oddechu struchlał jak moc w kolędzie...
- Ty pedale pier......będziesz ludzi nachodził.....nie ma ci kto przepony wymasować.....ja ci wymasuje.....zaraz będziesz sobie oddychał.......wypier.....pókim dobry......
W tym czasie, kiedy brat koleżanki szukał oddechu i drogi do wyjścia, dało się słyszeć agresora:
- A pani..... samotna kobieta to niech nie wpuszcza jak nie zna.....no dajcie spokój......
Finał był taki, że koleżanka razem z bratem, winem i sałatką wróciła domu, gdzie musiała zadbać o stan psychiczny brata, który przysiągł, że już nigdy nie da się namówić i ja mu wierzę.
Wieczorem, ot tak, zadzwoniła do Basi. Chwilę pogadały o wszystkim i niczym. Dzięki temu dowiedziała się, że Basi padła pralka, przyszedł pan Benek - Złota Rączka i udało mu się naprawić. Ten pan Benek to wszystko umie, tylko nerwowy trochę, bo to emerytowany policjant ....także tego.....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Co cię nie zabije, to cię rozśmieszy......
Zajęcia indywidualne z przesympatyczną dziewczynką. Choć nauka przychodzi jej z trudem, stara się jak może. Warto jednak zauważyć, że stara...
-
Zajęcia indywidualne z przesympatyczną dziewczynką. Choć nauka przychodzi jej z trudem, stara się jak może. Warto jednak zauważyć, że stara...
-
Dzień, kiedy wszystko zaczyna się dość zaskakująco. Dobiega końca siódma godzina snu. Jest błogo, bezmyślnie, bezproblemowo, prawie beztleno...
-
Powraca poobijana, zdezorientowana, już niemyśląca o wirusach, inflacji, polskim nieładzie i rozstępach. To jej teraz nie rusza. Aspro cie...
Dobrze, ze uszedl z zyciem... Horror moglby byc :(
OdpowiedzUsuńMysle, ze zart byl jednak hmm... niewlasciwy.
Basiu, założenie nie było złe.....niestety pojawiły się nieoczekiwane przeszkody ;))
OdpowiedzUsuńHm... znam jednego Benka i tak myślę.... nie, to niemożliwe...
OdpowiedzUsuńZasadniczo wszystkie Benki to fajne chłopaki ;))
UsuńBiedna Basia, ani sałatki nie posmakowała, ani wina, ani nie spróbowała życiodajnego oddechu ;) A że pan Benek zrobił się nerwowy w tej sytuacji, no nie dziwota ;)
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że pan Benek zachował się rycersko ;))
OdpowiedzUsuń